niedziela, 18 listopada 2012

Chapter 11


     Jak obłąkany snuł się z kąta w kąt, biorąc kolejnego łyka zimnej whisky i paląc nie wiadomo, którego już papierosa. Czuł się jak zwierze w klatce, złapane wbrew własnej woli, bez szans na obronę i ucieczkę. Był po prostu bezradny. Bo czasu przecież nie mógł cofnąć. A nawet jeśli, to czy postąpił by inaczej? W głowie ciągle przewijały mu się obrazy z dzisiejszego wieczoru. Jak mógł, aż tak nawalić? W przeciągu kilku chwil całe jego dotychczasowe życie runęło i musiał zaczynać układać je na nowo.
      W tym momencie pragnął jedynie o wszystkim zapomnieć i znów stać się dupkiem, w życiu którego emocje i uczucia nie odgrywały żadnej roli. Zayn uśmiechnął się do szklanej butelki i wziął dużego łyka złocistego trunku, który po chwili zaczął przyjemnie drażnić jego gardło. Mimo iż upił już pół butelki nadal twardo trzymał się na nogach, a jego ciało funkcjonowało tak jak powinno, co oczywiście strasznie go wkurzało. Albowiem od samego powrotu do domu, próbował w jakiś sposób uwolnić się od myśli jakie kłębiły się pod jego czaszką. Liczył również na to, że wypity przez niego alkohol, wypierze go z jakichkolwiek emocji i uczuć. Chciał znów być tak zgorzkniały jak Jack Daniels, który właśnie spoczywał w jego roztrzęsionych dłoniach.
      Nagle i kompletnie niespodziewanie usłyszał ciche skrzypnięcie podłogi, więc w obawie przed tym, że ktoś nakryje go z butelką whisky, niechlujnie schował ją pod łóżko, powodując, że kilka kropel procentowego napoju, wylało się na dębowe panele. Zaklął siarczyście pod nosem, ubolewając nad stratami i odwrócił się w stronę drzwi, gdzie stała właśnie Candice. Na jego twarzy pojawiło się małe zaskoczenie, ponieważ nie spodziewał się tutaj nikogo, oprócz Nialla, który co parę minut pukał do drzwi, chcąc upewnić się czy z Zaynem wszystko w porządku.
      Dziewczyna oparła się o framugę drzwi i krzyżując ręce na klatce piersiowej, uśmiechnęła się pokrzepiająco w stronę bruneta. Nie odwzajemnił tego gestu. W zamian tylko opadł plecami na łóżko, wypuszczając powietrze ustami z cichym świstem.
      - Mogę? – spytała, powodując, że na sekundę uniósł głowę i skinął nią lekko. Poklepał dłonią puste miejsce obok siebie, jakby chciał dać jej do zrozumienia, że może je zająć. Bez słowa położyła się przy nim, wtulając się w umięśniony tors chłopaka. Oddychał nierówno i szybko, jego serce biło mocniej niż zawsze, a całe ciało drżało od targającymi nim emocji.
      Nadal leżał z zamkniętymi oczami i delikatnie głaskał ją po plecach, co chwilę nawijając na swój palec pasma jej blond włosów. Próbował szukać jakiś słów, które choć trochę by ją uspokoiły, ale najpierw sam powinien się pozbierać. Choć wtedy to chyba nie było możliwe.
      - Jak się czujesz? – usłyszał, a więc był zmuszony unieść delikatnie powieki. Choć w tej błogiej ciemność czuł się wręcz idealnie.
      - A jak mam się czuć? – uniósł brwi ku górze w pytającym geście i przez chwilą sam próbował odgadnąć w jakim stanie jest. Nie mógł jednak dojść do tego jak było naprawdę, dlatego postanowił po raz kolejny udawać, że wszystko gra. – Czuję się normalnie.
      - Proszę cię, choć raz bądź ze mną szczery – odwróciła się w jego stronę, pewnie spoglądając w głębie jego ciemnych oczu.
      - Nie wiem – westchnął. – Czuję się tak, jakby ktoś odebrał mi cząstkę siebie. Nie sądziłem, że ten bachor może tyle dla mnie znaczyć… - zrobił pauzę, czując jak Candice splata ze sobą ich palce, chcąc dodać mu tym gestem otuchy. – Przecież go nie chciałem! Co się ze mną dzieje, Candy? – spojrzał na nią błagalnie, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie bólu. Zmienił pozycję, opierając głowę na poduszce, nie chcąc dłużej słuchać bicia własnego serca. Nie mógł bowiem już znieść tego potwornego dźwięku, który na każdym kroku przypominał mu o kruchości jego istnienia. – Nazwałbym go Dante lub Savannah, jeśli okazałby się dziewczynką… Ale bez względu na płeć zabierałbym go na mecze Chelsea – zaśmiał się cicho, sam niedowierzając w to co powiedział. – Widzisz, nie chcę taki być… - podniosła się do pozycji siedzącej i kucnąwszy, cmoknęła go w czubek nosa.
      - Kiedy taki jesteś jeszcze bardziej uroczy niż zawsze…
      - Nie wolisz gdy jestem brutalny i seksowny? – zachichotał, ukazując rządek zdrowych, białych i lśniących zębów. Nie tracąc czasu na dalsze rozmyślenia, przyciągnął ją do siebie subtelnym, aczkolwiek stanowczym ruchem, ponownie zamykając dziewczynę w swoim silnym uścisku. Bliskość Stewart pozwalała mu choć na trochę oderwać się od szarej rzeczywistości i zapomnieć o dręczących go problemach. Musiał być naprawdę głupi, wcześniej nie dostrzegając przy sobie takiego skarbu, jakim była Candice.      





      Z ledwością przekroczył próg drzwi, ponieważ zakupy, które trzymał w dłoniach skutecznie utrudniały mu widoczność. Gdy upewnił się, że Caitlin również jest już w środku, zatrzasnął drzwi nogą i popędził do kuchni, odkładając reklamówki na blat. Wyjąwszy z szafki dwa ulubione kubki, wstawił wodę na herbatę. Szatynka w tym czasie powędrowała do pokoju Justina, gdzie wspólnie mieli obejrzeć jakąś tandetną komedię romantyczną.
      Usiadła wygodnie na łóżku, które było idealnie zasłane białą pościelą, kontrastującą z niemal czarnymi ścianami pomieszczenia. Po obu stronach materaca stały dwie nocne szafki, a na nich znajdowały się najróżniejsze męskie magazyny, laptop i rozwalona lampka. Pojedyncze ciuchy walały się po laminowych panelach w ciemnym odcieniu. W rogu pokoju na niewielkim stoliku był duży plazmowy telewizor.
      Drgnęła czując obok czyjąś obecność. Uniosła ku górze wzrok i na swojej drodze napotkała duże, zaciekawione brązowe oczy, należące do Justina. Posłał jej uśmiech balansujący na linii nieśmiałości, a pewności siebie, przez który próbował w jakiś sposób uwodzić dziewczynę. Wręczywszy jej kubek parującej herbaty, schylił się wyciągając spod łóżka, płytę z filmem DVD, a później ściągnął z siebie bluzę, odrzucając ją gdzieś na bok. W tym samym momencie z kieszeni, grubego materiału wypadła torebeczka z białym proszkiem, leciutko lądując na podłodze. Zaskoczony Bieber rozdziawił usta, rzucając się w tamtym kierunku, z nadzieją, że Caitlin nie zdąży nic zobaczyć. Ale było wręcz przeciwnie. Momentalnie zesztywniała, a jej oddech przyśpieszył. Zmarszczyła brwi, przyglądając się chłopakowi, który właśnie uśmiechał się niewinnie.
      - To… to ty? – zapytała drżącym głosem, a gdy Justin ruszył w jej kierunku, instynktownie wycofała się do tyłu. – Mówiłeś, że Chris się z tego wyliże… Podnosiłeś mnie na duchu… A teraz to wszystko okazało się jednym wielkim kłamstwem. To twoja sprawka! – krzyczała, nawet nie próbując zapanować nad emocjami, które niebezpiecznie zaczęły drgać, gdzieś w okolicach jej serca. – Jak mogłeś, Justin? – w kącikach jej oczu, zaczęły zbierać się łzy. Robiąc kolejne kroki w tył, natrafiła na ścianę, która uniemożliwiła jej dalszy ruch. Szatyn w tym czasie zdążył zbliżyć się do niej na taką odległość, że z łatwością mógł, złapać jej dłoń. – Nie… do-tykaj… mnie – wysyczała, zaciskając zęby i szybko wyrwała rękę z uścisku chłopaka. – Zrujnowałeś mi życie, rozumiesz? – warknęła, a on skomentował to głośnym śmiechem. – Bawi cię to? No tak, pewnie podobało ci się patrzenie na to jak cierpię, gdy mój brat walczy o życie. Wygrałeś Bieber. Zniszczyłeś nas, słyszysz? – złapał ją za nadgarstki, dociskając do ściany, ale ona nadal krzyczała, nie mogąc dłużej powstrzymywać łez. Strumień słonej cieszy pociekł po jej rozpalonych policzkach.
      - Przestań, to nic takiego… - powiedział, przybliżając usta do jej szyi i z zafascynowaniem przyglądał się jak na karku Caitlin pojawia się gęsia skórka.
      - Żartujesz? Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Jesteś chory… a teraz przesuń się, chcę wyjść – wyrwała się mu i wyminąwszy go, pragnęła znaleźć się najdalej stąd. Niestety szatyn nie chciał dać za wygraną, więc mocno złapał ją za nadgarstek, odwracając w swoją stronę. Gdy spojrzała na niego załzawiony wzrokiem, posłał jej kpiący uśmiech i pokręcił głową z rozbawieniem.
      - To ja tu ustalam zasady – mruknął. – Wyjdziesz stąd, kiedy ci na to pozwolę, zrozumiano? – przestraszona, przełknęła ślinę.
      Naprawdę zaczynała się go bać. Nie widziała w nim już tego kochanego chłopaka, jakim był jeszcze kilkanaście minut temu. Justin Bieber, w którym zdążyła się zakochać, odszedł bezpowrotnie, a jego miejsce zajął bezuczuciowy dupek. Brązowe tęczówki chłopaka, lśniły morderczym światłem.
      Szarpnął Caitlin za rękę, rzucając ją na łóżko i szybko usiadł na niej okrakiem. Zaczęła walczyć, uderzając go swoimi kruchymi piąstkami w klatkę piersiową, ale Justin nie przejmował się jej protestami. Próbowała go odepchnąć, ale przytrzymał jej dłonie nad głową, niemal miażdżąc jej kości. Zawsze uważał na to, aby swoją siłą nie zrobić jej krzywdy, ale w tym momencie wykorzystywał swoją fizyczną przewagę. Gwałtownie wpił się w usta dziewczyny, ale ona nie odwzajemniała jego pocałunku. Wyginała się pod nim, nadal próbując się wyzwolić. Ogarnęła go mieszanina jej bólu, zmieszana z jego przyjemnością. Biodrami wgniatał ją w materac. Mierzyli się wzrokiem, przepełnionym złością.
      - Tylko na tyle cię stać, dupku? – wychlipała, cicho pociągając nosem. 
      Poczuł uderzającą w niego złość i wiedział, ze już nic nie jest w stanie go powstrzymać. Rzuciła się gwałtownie, kiedy sięgał do jej rozporka. Próbowała zrzucić go z siebie, ale skutecznie ograniczał jej ruchy. Jednym silnym ruchem, przewrócił ją na brzuch i szarpnął w dół spodnie dziewczyny wraz z koronkową bielizną. Sam zrzucił z siebie koszulkę i dżinsy. Przygwoździł Caitlin swoim ciałem – szczupłym, ale silnym. Ugryzła go w rękę, powodując, że na chwilę rozluźnił uścisk.
      - Jak się złościsz, jesteś jeszcze piękniejsza – powiedział niezwykle niskim i seksownym głosem, wprost do jej ucha, na co momentalnie odsunęła głowę. Bliskość Justina po prostu ją obrzydzała.
      Rozdarł jej koszulkę, ujmując w dłonie jej piersi, a później wszedł w nią szybko, gwałtownie i boleśnie. Czuła jak wnika w nią do granic bólu. Wygięła się pod nim w łuk, a z jej ust wydobyło się ciche jęknięcie. Łzy na nowo zaczęły spływać po jej twarzy, niosąc ze sobą całe cierpienie, jakie jej zadał. Leżała już bezwładnie, nie mając siły na dalszą walkę, a on oparł policzek o jej rozgrzany kark. Odchylił się lekko, wypuszczając jej posiniałe dłonie z uścisku i opadł na łóżko, głośno wzdychając.
      - Widzisz, wcale nie było tak źle… - wyszeptał zdyszany, opierając głowę na łokciu. Spojrzała na niego przerażona, a jej brązowe tęczówki nadal zachodziły mgłą. – Nie maż się, mała – rzucił, kciukiem ścierając łzy z zarumienionych policzków Caitlin. Zadrżała i odsunęła się od Justina na bezpieczną odległość. Podciągnąwszy kolana pod samą brodę, przylgnęła mocno do oparcia łóżka, z nadzieją, że nigdy więcej nie poczuje na sobie tego toksycznego dotyku. – Mam tylko nadzieję, że nikt się o tym nie dowie. Może uznamy to za naszą słodką tajemnicę? – mruknął, nachylając się nad jej uchem. – Nie chcesz wiedzieć co może stać się, jeśli ktokolwiek dowie się, co stało się za tymi drzwiami. A teraz spadaj… - warknął, popychając ją delikatnie. Zarechotał cicho, widząc jak nieudolnie zbiera z podłogi swoje ciuchy. Nim jednak zdążył to jakoś skomentować, zniknęła z pola widzenia szatyna.


szczerze mówiąc to chyba jeden z nielicznych rozdziałów, które przypadły mi do gustu.
i chciałabym go dedykować najukochańszej @faiithfully która w sumie pomogła podjąć mi pewien wybór związany właśnie z tym rozdziałem. dziękuję jeszcze raz! :*

12 komentarzy:

  1. Zły Bieber :/ Świętny rozdział zresztą jak zawsze <3

    OdpowiedzUsuń
  2. KOCHAM CIĘ, KOCHAM CIĘ, KOCHAM CIĘ, KOCHAM CIĘ, KOCHAM CIĘ, KOCHAM CIĘ, KOCHAM CIĘ, KOCHAM CIĘ, KOCHAM CIĘ, KOCHAM CIĘ, KOCHAM CIĘ, KOCHAM CIĘ, KOCHAM CIĘ, KOCHAM CIĘ, KOCHAM CIĘ, KOCHAM CIĘ. Tak prosiłam o Candice pod poprzednim rozdziałem a tu proszę - jest! I to w tak cudownej scenie z Zaynem. Cieszę się, że wreszcie docenił jak wielkie szczęście ma, mając ją. Uwielbiam to co się dzieje między nimi oraz to, że Zayn otwiera się przed nią. Jego szczerość była taka urocza. No brak mi słów po prostu!
    Co do Justina: od początku wiedziałam, że jest chamem, a teraz to pokazał! Biedna Caitlin. Najchętniej bym go rozerwała.
    Serdecznie Cię pozdrawiam i czekam na kolejny. I proszę cię nie kończ z pisaniem nawet na chwilę, robisz to cudownie, serio, nie chcemy być dała sobie spokój.
    WENY, kochana, WENY.

    OdpowiedzUsuń
  3. awww, ta scena z Zaynem i Candice była taka słodka *.* biedny Zayn ;< ale dobrze, że ma Ją przy sobie <3 za to Bieber to sobie grabi! od początku wiedziałam, że on jakiś podejrzany jest! xd i też zaskoczyłaś mnie, bo myślałam, że to Caitlin będzie tą złą suką, a tu proszę, nawet szkoda mi się jej zrobiło.
    i bardzo dobrze, że ten rozdział przypadł ci do gustu, bo mi także! ;D jest wspaniały! ♥
    ~Kamila

    OdpowiedzUsuń
  4. HEJ NOMINOWAŁA CIĘ DO LIEBSTER AWARDS więcej na : http://eye-tunes-niall-and-liam.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ło Boże przez tego toksycznego Biebera chce mi się wymiotować... Nienawidzę takich dupków, obrzydzają mnie do granic możliwości. Co nie zmienia faktu, że rozdział bardzo dobry, zwłaszcza ta z Zejnem :D Niby jest brutalny i oschły, ale jak przyjdzie co do czego to jest niesamowity. Oczywiście oddałabym wszystko za takiego chłopaka, nah fatalny los nołlajfa ^^ Całuję kochana i czekam na następny ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham Cię, dziewczyno! : DD
    Po ostatniej akcji z Zorą zastanawiałam się jak Zayn poradzi sobie z cierpieniem, jakie(chcąc nie chcąc)zadała mu ta idiotka. Spodziewałam się, że się upije i znów zgorzknieje. Ale tylko się upił, a gdy zawitała u niego Candy sytuacja w miarę się wyprostowała. Kiedy czytałam tą scenkę, nie mogłam się nie uśmiechnąć do ekranu. To było... No cóż, piękne. : )
    Jeśli chodzi o akcję z Justinem.. Brr, to było ohydne. Przelotna przygoda za pozwoleniem? Okej, ale gwałt?!! Ostro przesadził. Widać, że Caitlin to dość wrażliwa osoba. Przez chwilę miałam wrażenie, że w jakiś dziwny sposób mu na niej zależało, ale teraz... Sama nie wiem. Bardziej mi pasuje do drugiej połowy zemsty na Chrisie. Tylko nie rozumiem czym ona mu zawiniła? Tym, że jej bratem jest Beadles? Ech, nieważne. Zobaczymy jak to dalej rozwiniesz.
    Ave,
    Sophie. ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Scena pomiędzy Malikiem a Candice... brak słów... uśmiechałam się do ekranu jak idiotka :D ale Bieber to chmiszon!(nie w realu tylko w opowiadaniu żeby nie było:)):O no jak on mógł tak potraktować Caitlin?! Kuźwa no... myślałam, że on będzie takim wrażliwym chłopakiem z problemami, ale... no jak to Ty potem odkręcisz jestem ciekawa... Może Biebs się opanuje, bo słowo daję mam ochotę dać mu slapa w twarz... Rozdział jest mega, jak wszystko co wychodzi spod twej ręki :) kocham Cię normalnie i niegdy nie przestawaj pisac :*

    OdpowiedzUsuń
  8. taaak, też się zgadzam z tym, że scena z Malikiem i Candice była urocza, słodka i w ogóle Malik pokazał sie z innej strony, nieco bardziej łagodnej, co jak najbardziej mi odpowiada. co do Biebera, to ostro przegiął, ale nie wiem czemu to mi się podobało..awh, uwielbiam go w roli takiego dupka *.*

    OdpowiedzUsuń
  9. No, no, no no postarałas sie nawet ze zboczony to chyba najlepszy ;p
    Czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Pierwsza część rozdziału podobała mi sie bardzo. Ale w drugiej... Rozszarpałabym go na strzępy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Cześć kochana. Nominowałam cię do Liebster Award na http://dolor-maldito.blogspot.com/ oraz dodaję tam twój blog do linków <3

    OdpowiedzUsuń
  12. *_________* piszesz zajebiste rozdziały ! I chcę kolejnego rozdziału ! :33

    OdpowiedzUsuń