sobota, 12 stycznia 2013

Epilog



      Mimo, iż minęło już kilka dni, Justinowi trudno było pogodzić się z czymś tak bolesnym, jak śmierć przyjaciela. Worki pod oczami i niesamowicie blada cera, świadczyły o nieprzespanych nocach, które chłopak spędzał na wspominaniu Christiana. Bez względu na zmęczenie, musiał stawić się na pogrzebie, choć zrobił to tak dyskretnie, że nikt nawet nie dostrzegł jego obecności. Był mu to winien, za całe piekło jakie wyrządził.
      Stał wśród wysokich drzew, z bezpieczniej odległość przyglądając się tłumowi ludzi, jaki zawitał na cmentarzu, chcąc uczcić pamięć Beadlesa. Z każdej twarzy mógł idealnie wyczytać coś na kształt współczucia i żalu. Sam Bieber, jednak nie potrafił rozszyfrować, co tak naprawdę czuł w środku. Od śmierci Chrisa zmagał się z wielką pustką, która ogarnęła jego serce i za nic nie mógł się jej pozbyć, choćby wypełniał ją wszystkim co było możliwe. Życie szatyna po raz kolejny okazało się długim pasmem rozczarowań. Znów przyszło mu żegnać się z osobą, która stanowiła dla niego podporę, choć wcześniej nie zdawał sobie z tego sprawy. I to na własne życzenie. Jeden zły ruch Justina, pociągnął za sobą następne, aż do tych tragicznych wydarzeń, które próbował za wszelką cenę zapomnieć.
      Po rozpalonym policzku chłopaka, spłynęła pojedyncza łza, gdy bezczynnie przyglądał się jak trumna z ciałem Chrisa, powoli ląduje w dole, aby później zostać zasypana piachem. Szloch rozpaczy, odbijał się echem od pojedynczych drzew, uderzając w Biebera ze zdwojoną siłą. Dreszcz przeszedł po jego ciele, gdy wokół zapanował niespodziewany mróz, a później zimny powiew wiatru, uderzył w jego dłonie. Wypuścił z ust powietrze, a widząc przed sobą biały obłoczek, zmarszczył czoło. Cichy szelest liści, zmusił go do gwałtownego odwrócenia się. Ale nie dostrzegł tam nic, poza krzakami. Odetchnął z ulgą, lecz w tym samym momencie poczuł, jak ktoś kładzie swoją lodowatą dłoń, na jego ramieniu. Odskoczył z przerażenia, nie mogąc uwierzyć w to co widzi.
      Christian Beadles stał przed nim, nieco bledszy niż zawsze, ale za to z szerokim uśmiechem na sinych ustach.
      - Stary, jakie to dziwne uczucie, patrzeć na siebie… w grobie! – mruknął, przeszywając Justina swoim spojrzeniem na wylot.
      - Ty nie istniejesz… ty nie istniejesz… - mówił szatyn, kręcąc z niedowierzania głową. – To tylko wytwór mojej wyobraźni – dodał, cofając się w tył, a gdy wpadł na drzewo, cicho jęknął. Musiało być z nim naprawdę źle, skoro umysł podsyłał mu takie obrazy.
      - Daj spokój, Jus. Zawsze tu będę.
      Bieber zamknął oczy, próbując opanować oddech i szalone bicie serca. W myślach powtarzał sobie, że to jego podświadomość, daje mu znaki, jak bardzo tęskni za Christianem. Kiedy ponownie otworzył powieki, już go nie było. Odszedł. Albo nigdy się nie pojawił.
      Widząc rozchodzący się tłum zapłakanych ludzi, ruszył wolnym krokiem przed siebie, w końcu zatrzymując się przed jednym z wielu nagrobków. Jednak ten był dla niego niewyobrażalnie ważny. Przeczytał imię i nazwisko, jakie na nim widniało i wyczuł jak jego głos drży. Chwycił w roztrzęsione dłonie garstkę piachu i rzucił przed siebie.
      - Tak wiele chciałbym ci teraz powiedzieć… - rzucił sam do siebie, kładąc wiązankę kwiatów, na marmurowym nagrobku, a później zapalił znicz.
      - Zawsze możemy to nadrobić – cichy szept przeciął powietrze tuż obok ucha Justina, ponownie wywołując na jego ciele dreszcze. Nim jednak zdążył zareagować, na horyzoncie dostrzegł sylwetkę swojego brata, która nawoływała go do samochodu. Kątem oka, po raz ostatni spojrzał na miejsce wiecznego spoczynku Chrisa i ruszył przed siebie, w końcu wsiadając do auta. Nikt się nie odezwał. Doskonale wiedzieli, że szatyn nie ma ochoty na rozmowy. Wystarczyła mu tylko ich obecność. Nawet bez słów rozumieli się doskonale.
      Sekundę później wóz wydał z siebie charakterystyczny dźwięk i z piskiem opon odjechał z parkingu. A Justin tylko uśmiechnął się pod nosem, jako jedyny zdając sobie sprawę z tego, iż nie znajdują się tu sami. Chris już zawsze miał nad nim czuwać.  

od autorki: i tak oto dobrnęliśmy do końca! Epilog miał wyglądać trochę inaczej, ale jest jak jest. Nie mogę uwierzyć, że żegnam się z tą historią, z bohaterami, z wami. Pokochaj-drania było jednym z nielicznych opowiadań, które pociągnęłam do końca i moim pierwszym opowiadaniem z Justinem! Jestem z siebie dumna, naprawdę. Mimo wszystko! Chciałabym podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że ten blog nadal istnieje; ludziom, którzy zawsze mnie wspierali i to czytali. Uwielbiam wam! Mam nadzieję, że nie ma cie mi za złe tego,że to kończę. To nie znaczy, że przestaję pisać! ;) 
Zapraszam na moje pozostałe blogi: 



Fabuła: Życie uwielbia płatać figle i odwracać karty losu w najmniej oczekiwanym 
momencie. Pewnego dnia życie nastoletniego chłopaka runęło w gruzach. Przez długi czas nie mógł pogodzić się z nagłą stratą swojej ukochanej siostry. Jednakże w końcu odnalazł w sobie siłę, obrał cel i... zaczął poszukiwania. Zmienił się nieodwracalnie. Przesiąkł kpiną, chamstwem i kierował się tylko siłą fizyczną oraz przemocą. W końcu w nieodpowiedniej chwili poznaje tajemniczą dziewczynę. Czy Ariel Adams będzie tą osobą, która dojrzy w nim resztki człowieczeństwa? Czy Justin w końcu zazna spokoju, odnajdując swoją siostrę?




Fabuła: Młoda studentka psychologii, próbuje dowiedzieć się, co tak na prawdę rozgrywa się za zamkniętymi drzwiami psychiatryka, w którym poznaje tajemniczego chłopaka. Nie zdaje sobie jednak sprawy, w co się wpakowała. Morderstwo matki, straszne wiadomości i mnóstwo sekretów, które niosą za sobą koleje dawki paraliżującego bólu. Kogo powinna uważać za wroga, a kogo za przyjaciela?Czy najbliższe osoby, rzeczywiście są fair w stosunku co do niej? Jak Savannah zniesie tyle tajemnic i jaką rolę w jej życiu odegra rzekomo chory psychicznie chłopak?