Zniesmaczony Zayn przesunął palcem po wyświetlaczu komórki, jednocześnie odbierając nadchodzące połączenie. Szczerze od ostatniego spotkania z Zorą miał nadzieję, że nigdy więcej nie przyjdzie mu z nią rozmawiać. Ale coś w środku kazało mu nacisnąć zieloną słuchawkę.
- Mówiłem, że nie chcę mieć z wami nic wspólnego… - zaczął, atakując ją, nim ona się na to odważyła. – Więc czego chcesz?
- Zayn… ja… źle… ź-źle się czuję… możesz… przy-przyjechać? – spytała na jednym tchu. Mówiła wolno i niewyraźnie, język zaczynał jej się plątać. Malik już raz widział ją w takim stanie. Ale wtedy była naćpana. A teraz, w jej stanie to było niewłaściwe.
- Myślisz, że jak jesteś ze mną w ciąży to będę na każde twoje zawołanie? – powiedział lodowatym głosem. – Bardzo się mylisz, dziewczyno. To, że wpadliśmy nie upoważnia cię, żebyś… - nie dane było mu dokończyć, ponieważ usłyszał po drugiej stronie słuchawki głośne syknięcie. A potem wszystko ucichło. – Zora? Odezwij się do cholery! – warknął, ale nadal odpowiadała mu tylko głucha cisza. Wkurzony rozłączył się, chowając telefon z powrotem do kieszeni i przeklinając pod nosem, wszedł do kuchni. Ujrzał tam Justina i Nialla, którzy śmiali się w niebogłosy. Na ten widok Zayn spróbował się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego tylko dziwny grymas, którego nijak potrafił zamaskować. Dwójka jego przyjaciół niemal od razu dostrzegła, że coś jest nie tak, dlatego też posłała w stronę chłopaka pytające spojrzenia.
- Zora się naćpała – stwierdził brunet i przez chwilę próbował sobie wmówić, że go to nie obchodzi. Ale tak nie było. Gdzieś w głębi coś się zmieniło. Po prostu się przejął, ale bał przyznać się do tego nawet przed samym sobą.
- Że co? – ryknął Justin i z wrażenia złapał się za głowę. – Przecież ta dziewczyna jest w ciąży… co jeśli… - urwał, odganiając z myśli obrazy, jakie właśnie się tam pojawiły. – Nieważne, zapomnij, że chciałem coś powiedzieć. Co teraz zrobisz?
- Chyba powinienem tam pojechać – rzucił nie przekonany do tego pomysłu, ale sekundę później usłyszał poparcie ze strony swoich przyjaciół. I właśnie za to ich kochał. Za to, że zawsze byli przy nim, kiedy naprawdę tego potrzebował. Mógł liczyć na nich o każdej porze dnia i nocy. Później chwycił kluczki ze stolika i skierował się w stronę wyjścia. Nim jednak znalazł się przy drzwiach, Niall skutecznie zablokował mu drogę, próbując wyrwać z jego roztrzęsionych dłoni pęd kluczy. I w końcu po kilku nieudolnych próbach, udało mu się.
- Pozwól, że cię zawiozę – Niall nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź ze strony przyjaciela, ruszył przed siebie, w kierunku samochodu. Malik był tak przerażony, że obowiązkiem Horana było go tam podwieźć. Nie wpuściłby bruneta za kierownicę w takim stanie. Znał go na tyle, że w mgnieniu oka mógł rozpoznać, kiedy cierpi. I tak było teraz, choć takie momenty w życiu Zayna, zdarzały się naprawdę rzadko.
Wycieraczki pracowały w ekstremalnych warunkach, ponieważ wcześniejszy deszcz w ogóle nie ustał. Było wręcz przeciwnie. Na zewnątrz rozpętała się wichura. Granatowe niebo co chwila przecinały pioruny, a do uszu oby chłopaków dochodziły przeraźliwe dźwięki. Gdzieś w oddali drzewo uderzyło swoimi gałęziami o asfalt. Czarna Impala pędziła przed siebie, pokonując kolejne kilometry.
Przez całą drogę, nie odezwał się ani słowem. Leniwym wzrokiem wpatrywał się w krople deszczu, które powoli spływały po szybie. Jego myśli podsuwały mu same najczarniejsze scenariusze. Nie miał pojęcia, co podkusiło go, aby pojechać do Zory, bo przecież nic dla niego nie znaczyła. Ale kiedy zrozumiał, że jest ona pod wpływem narkotyków, coś zakuło go w sercu. Ten maleńki, jeszcze nienarodzony bobas nie zasługiwał na to, aby umrzeć w takim momencie. Ani na taką matkę, a tym bardziej takiego ojca, jakim miał okazać się Malik.
Gdy auto z piskiem opon zatrzymało się na podjeździe, Zayn nie czekał ani chwili dłużej i chwytając za klamkę, otworzył drzwiczki, niemal wbiegając do mieszkania dziewczyny. Przez parę sekund musiał zastanowić się, gdzie może być rózowowłosa. Wreszcie pod wpływem chwili, cały zdyszany wpadł do pokoju, znajdującego się na końcu korytarza. Zamarł w bezruchu, gdy jego wzrok zawisnął na leżącej bezwładnie na pościelonym łóżku dziewczynie. Upiornie blada i sztywna. Zupełnie tak jakby całe życie uleciało z niej w jednej chwili. Momentalnie dopadł do niej, chwytając jej drobne ciało w ramiona i zaczął nią energicznie potrząsać z nadzieją, że otworzy w końcu oczy.
- Zora, cholera! Coś ty narobiła? – jego krzyk roznosił się po pokoju echem, przyprawiając go o ciarki na plecach. Był tak bezradny jak nigdy wcześniej. Marzył tylko o tym, aby to wszystko okazało się złym snem. – Kurwa, co ja mam robić? – szepnął, jakby sam do siebie i roztrzęsiony złapał się za głowę. Przymknął powieki na sekundę, próbując się nieco uspokoić, ale jego serce nadal waliło jak oszalałe. Panika przesiąkała jego umysł i zaczął wpadać w histerię. Emocje, jakie właśnie się w nim kłębiły ukradkiem niszczyły w nim zdolność do logicznego myślenia. Z tej całej bezsilności, uderzył ją w twarz , ale nawet nie drgnęła. W jego głowie nareszcie narodził się jakiś pomysł i czym prędzej, wziął bezwładne ciało na ręce i ruszył przed siebie w stronę auta.
Niall widząc go w oddali, przygryzł dolną wargę. Dłonie zaczęły mu się trząść, na samą myśl o tym co może się stać, jeśli nie dojadą do szpitala na czas. Drzwiczki głośno zaskrzypiały, a sekundę później Malik siedział na tylnych fotelach, trzymając w ramionach nieprzytomną dziewczynę. Spojrzał na Horana, a on odczytał przekaz. Przekręcił kluczyki w stacyjce. Czarny Chevrolet wypruł do przodu, pozostawiając po sobie ciemny dym.
Choć od domu dziewczyny do pobliskiego szpitala, dzieliło ich co najmniej kilkanaście kilometrów, oni zdążyli znaleźć się tam w zaledwie piętnaście minut. To nie był czas na zastanawianie się czy Niall czasem nie przejechał na czerwonym świetle. Musieli się spieszyć i każdy z nich doskonale o tym wiedział.
Siedział na szpitalnym korytarzu, ściskając dłonie tak, że jego kostki pobielały. Mokre od deszczu włosy, przyklejały się do twarzy chłopaka, ograniczając pole widzenia. Czuł strach, gdzieś w okolicach serca, między żebrami. Myśli kłębiły się w jego głowie, a setki pytań nie dawały spokoju, przyprawiając o ból głowy. W pomieszczeniu panowała przerażająca cisza i Zayn z łatwością mógł usłyszeć swój szybki oddech. Niall również milczał. Tylko od czasu do czasu, lokował rękę na ramieniu przyjaciela, chcąc dodać mu choć odrobiny otuchy. Widział jak Malik znów się zmienia ; jak maska egoizmu, którą przybierał każdego dnia, rozpływa się wraz z kolejnymi minutami, spędzonymi tutaj. Horan dostrzegł w nim cząstkę tego dawnego chłopaka i przez chwilę na jego ustach widniał lekki uśmiech.
Oboje pochłonięci we własnych myślach, tępo wpatrywali się w białe drzwi od gabinetu. Kiedy otworzyły się one i wyszedł lekarz, poczuli ciężar i mdłości, a sam brunet nie potrafił opanować oddechu. Malik w mgnieniu oka podniósł się na równe nogi, patrząc wyczekująco na starszego mężczyznę. Doktor nie odezwał się słowem. Zdołał tylko pokręcić głową. Zayn momentalnie znieruchomiał, a jego oczy były już tylko szklistymi kulami, w których na przemian odbijały się złość, cierpienie i strach. Wszystko zaczęło kurczyć się w brązowych tęczówkach Zayna. Poczuł się jak mrówka, którą z łatwością można zdeptać. Znów dopadła go histeria.
- Czy to znaczy, że… - choćby chciał, nie mógł zapanować nad swoim głosem, który ciągle drżał i brzmiał zdecydowanie nie naturalnie.
- Przykro mi. Płodu nie dało się uratować – usłyszał. Pojedyncze głosy jak ze studni coraz głębszej i głębszej, powtarzane przez echo, powoli milkły.
Zayn momentalnie poczuł najpierw rozczarowanie i żal, a później narastającą złość, która z każdą sekundą stawała się coraz silniejsza i wręcz rozrywała jego mięśnie. Czarnowłosy zacisnął dłonie w pięści, spuszczając głowę.
- Idioto! – krzyknął i nie wytrzymując dłużej zrobił dwa szybkie kroki w przód, jednocześnie pchnąwszy lekarza na ścianę. Zacisnął mocniej palce na jego ramionach i spojrzał na niego lekceważąco. – Miałeś go ratować! To było moje dziecko, frajerze!
Malik poczuł jak Niall nieudolnie próbuje go powstrzymać, ale wściekły odepchnął go na bok, nie odrywając nawet na chwilę wzroku od doktora. Zagryzł wargę, nawet nie próbując powstrzymać negatywnych emocji, jakie się w nim pojawiły. Chciał zadać temu doktorkowi taki sam ból, jaki on zadał mu. Lekarz pozbawił Mulata jakiejś części siebie. Ba, on nawet nie próbował jej ratować. Szarpnął mężczyznę i chwycił go za kołnierzyk, unosząc go ku górze, aby kilka sekund później cisnąć go po korytarzu. Przestraszony medyk nawet nie próbował podnieść się z ziemi. Patrzył tylko jak odległość między nim, a tym młodzieńcem niebezpiecznie się zmniejsza.
- Przestań! – usłyszał z drugiej strony przerażony głos Nialla, więc spojrzał na niego. Oczy blondyna szkliły się i błyszczały w ciemnym korytarzu, wręcz błagając o to, aby przestał i się zatrzymał.
Ciemnooki nie chcąc denerwować przyjaciela, nabrał w płuca haust powietrza, pragnąc chociaż troszeczkę się uspokoić. Serce zaczynało powoli bić w normalnym tempie, a złość ulotniła się. Zamknął oczy, wypuszczając powietrze ustami. Wsunął rękę do kieszeni spodni, ale nie odnalazł tam tego, czego najbardziej potrzebował. Wkurzony spuścił wzrok, omijając nadal leżącego na ziemi doktora i ruszył przed siebie w poszukiwaniu papierosów.
Usłyszawszy ciche skrzypnięcie drzwi, uniosła do góry ciężkie powieki. Momentalnie oślepiła ją biel szpitalnego sufitu. Kiedy jej brązowe spojrzenie oswoiło się z rażącym kolorem, zaczęła zastanawiać się, gdzie właściwie się znajduję. Ostatnie co zapamiętała to, to że była u siebie w mieszkaniu. A teraz leżała w kompletnie obcym jej pomieszczeniu. Uniosła się lekko na łokciach, rozglądając się po pokoju i po chwili spojrzenie Zory zatrzymało się na stojącym w progu chłopaku.
Pierwszy raz widziała go w takim stanie. Wyglądał fatalnie. Jego czarne, zawsze zadbane włosy były posklejane i przyklejały się do twarzy. Od przemęczenia miał worki pod oczami, a na ustach malował się krzywy uśmiech.
- Co się dzieje, Zayn? – spytała i szybko złapała się za głowę, czując pulsujący w niej ból.
- Jeszcze się pytasz? – syknął, robiąc kilka kroków w jej stronę. Złość po raz kolejny tego dnia przejęła nad nim kontrolę. – Byłaś na tyle głupia, żeby się naćpać…
- Przecież wszystko ze mną dobrze, o co ci chodzi? – spojrzała na niego z wyrzutem i opadła na łóżko, wypuszczając powietrze z ust.
- No nie wiem… może o to, że nie udało się uratować dziecka? – nie wytrzymał. Ton jego głosu mechanicznie się podniósł, a żyły na jego szyi się wyostrzyły.
- I tak go nie chciałeś – prychnęła.
- Będziesz fatalną matką.
Zabolało. Słowa te uderzyły w nią z mocą kuli armatniej. Dopiero w tym momencie dotarło do niej, co tak naprawdę się wydarzyło. Miał rację. Będzie fatalną matką i właśnie teraz mu to udowodniła. Jak mogła postąpić tak lekkomyślnie? Zaczęła nienawidzić samą siebie, za to, że pozbawiła bezbronne dziecko życia. Czuła się jak morderczyni, a Zayn przypominał jej o tym, każdym obojętnym spojrzeniem.
- A ty może byłbyś lepszym ojcem? – spytała oburzona, błądząc wzorkiem po ścianach pomieszczenia. Nie była w stanie spojrzeć Malikowi w oczy. Nie po tym wszystkim.
- Przynajmniej bym go nie zabił… - warknął, powodując, że owe słowa zaczęły odbijać się w głowie dziewczyny, głośnym echem. A potem jak gdyby nigdy nic, odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju, ostentacyjnie trzaskając drzwiami.
Chciałabym również zaprosić was na swojego nowego bloga, gdzie pojawił się już prolog (:
będę wdzięczna za każde wejście i każdy komentarz! strasznie liczę się z waszą opinią!
Przed chwilą zaczęłam czytać a już skończyłam. ZA KRÓTKI, czemu ty mnie tak katujesz? Kocham to opowiadanie! Chcę wreszcie Zayna i Candice! PROSZĘĘĘĘĘĘ CIĘ O NICH. a wręcz błagam.
OdpowiedzUsuńOMG, Zora poroniła, ta wiadomość mnie cholernie zdziwiła, z jednej strony ucieszyła choć kurde nie powinna, prawda? Dziwna jestem. Zayn pierwszy raz pomyślał o swoim dziecku, ojejku.
Uwielbiam ten rozdział.
WENY, WENY i jeszcze raz WENY. <3
Cześć, cześć.
OdpowiedzUsuńMuszę powiedzieć, że ten rozdział niesamowicie mnie wzruszył, a równocześnie zadziwił.
Wzruszył mnie fakt, iż w Zaynie zaczęła się budzić się cząstka dobra, która powoli rozprzestrzenia się i sprawia, że staje się lepszym. A jednocześnie zdziwiło mnie to, iż naprawdę przejął się tą idiotką, Zorą. No bo, która matka bierze prochy, wiedząc że jest w ciąży?! I jeszcze próbowała się obronić! Pff, szkoda że takich, a nawet gorszych kobiet jest coraz to więcej. Jeszcze napomknę o tym, że popłakałam się, kiedy Zayn dowiedział się o tym, że dziecko nie przeżyło...
Wadą rozdziału jest to, że jest piekielnie krótki, ale jakoś to chyba przeżyję. : p
Dobra, to tyle.
Ave,
Sophie. ^^
Świeny czekam na nn;*
OdpowiedzUsuńMogłabyś mnie info o nowych rozdziałach ? tu mój nr. gg 11066489
Martusia;*
Wow, jaka zmiana u Zayn'a. Rozdział mi się bardzo, ale to bardzo podoba.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy Ci to pisałam ale MASZ WIELKI TALENT!
Trochę krótki, ale rozumiem Cię.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Zayn był w tym rozdziale bardzo dynamiczny, co mnie bardzo zdziwiło. Zora, no jak widać, bardzo źle postąpiła, ale teraz nie o to chodzi. Można powiedzieć, że opowiadanie miałoby odzwierciedlenie w rzeczywistości, to Malik byłby idealnym ojcem. Nic dodać, nic ująć.
OdpowiedzUsuńElisabeth
Kurde. Czemu Zora musiała być taka lekkomyślna? Może właśnie to dziecko obudziłoby w Zayn'ie większą odpowiedzialność. I cieszę się, że Niall to taki wspaniały przyjaciel :)No i.. Uwielbiam Small Bump. Już przenoszę się na Twojego drugiego bloga, aby przeczytać prolog :) Ja zapraszam na dość pozytywnego oneshot'a z Hazzą na www.jednostrzalowce1d.mylog.pl :) Pozdrawiam, DariaS.
OdpowiedzUsuńO ja pierdziu... To sie nazywa akcja! Nie mogę się doczekać CD tylko proszę o jakąś miłą akcję z Candice... ;)
OdpowiedzUsuńEj no popłakałam się :'( Nie ma dzidziusia !! :( Ale rozdział zajebiście napisany :*
OdpowiedzUsuńhm.. dobra. dziecko było i po dziecku. w sumie to nie jest mi szkoda, wiem, teraz wyjdę na potwora i bla bla, ale ja totalnie nie mam instynktu macierzyńskiego czy jak to sie tam nazywa. wole zwierzęta, tak, zdecydowanie. ho ho ho, ale Malik to jakiś czubek hah najpierw nie chce dziecka, później atakuje lekarza, bo temu nie udało sie uratować dziecka, później naskoczył na Zorę i tak pięknie ją podsumował *.*
OdpowiedzUsuńKolejny zgon i zawał, a potem ożywam i piszę właśnie ten komentarz :D Wiesz, że jesteś sprawczynią wszystkich moich mini zawałów? Wiesz o tym? Jak nie to teraz się dowiadujesz! Kuźwa i za każdym razem zaskakujesz mnie takim wyje*anym w kosmos rozdziałem! Co za emocje, a jakie opisy! Dżizasssss... M A L I K TO B Ó G S E K SU *o* omnomnomnomnom
OdpowiedzUsuńNAJLEPSZY BLOG EVER !!!! CZYTAŁAM ICH DOKŁADNIE 102 I TEN JEST MOIM NAJ ! <3 KOCHAMMMMM .
OdpowiedzUsuń