sobota, 1 września 2012

Chapter 3

      Całą trójką siedzieli przed ekranem plazmowego telewizora, próbując w jakiś sposób zabić, panującą nudę. Justin obracał w dłoniach pilota, co kilka sekund zmieniając kanał z nadzieją, że ten kolejny, będzie choć ciut lepszy niż poprzedni. Niestety, mogli nacieszyć się tylko programami przyrodniczymi, telenowelami lub powtórkami filmów, które puszczane są w telewizji co najmniej kilka razy w roku. Zayn przewrócił się na drugi bok i ziewnął przeciągle, dając tym samym znak, że jeśli nie zaczną robić czegoś sensownego to po prostu zaśnie. Bieber wzruszył ramionami, odrzucając na bok pilota i spojrzał wyczekująco na Nialla, który właśnie zajadał się kanapką. Horan nawet nie zareagował. Jego wzrok nadal tkwił w tym samym miejscu, a na ustach malował się szeroki uśmiech, świadczący o tym, że jedzenie to jedyna rzecz, jaką kocha ten blondasek. Brunet uniósł się na łokciach i rozejrzał dookoła, aby sekundę później posłać szatynowi porozumiewawcze spojrzenie. Justin skinął głową, uświadamiając Mulatowi, że zrozumiał o co chodzi.
      - Ej Niall! – zawołał Zayn, uśmiechając się cwaniacko. – Nie chcę nic mówić, ale zostawiłem dziś na balkonie ciastka – dodał, a gdy blondyn spojrzał na niego, udał smutnego.
      W mgnieniu oka Horan podniósł się na równe nogi i popędził na balkon z prędkością światła. Malik zachichotał pod nosem i cichutko zakradł się pod drzwi balkonowe i równie dyskretnie zamknął je, tak, że można było otworzyć je tylko od wewnątrz.
      - Chyba coś ci się… - usłyszeli głos Nialla, a potem dostrzegli jak nie patrząc przed siebie idzie w ich kierunku, aż w końcu z impetem odbił się od szyby i upadł na ziemię.
      Momentalnie ryknęli śmiechem, aż brzuch ich rozbolał. Oboje tarzali się po ziemi, nie mogąc powstrzymać spazm śmiechu, jakie ich ogarnęły. Horan widząc to zza drzwi, zmrużył groźnie oczy i zaczął dobijać się do środka, jednak w odpowiedzi słyszał tylko coraz głośniejszy śmiech jego przyjaciół. Znów to robili. Po raz kolejny zapewniali sobie rozrywkę kosztem blondyna. Mieszkali z Justinem od tygodnia, a Niall zdążył poczuć się nieco odrzucony. Malik zaczął spędzać więcej czasu  z Bieberem, odstawiając na bok Horana. Fakt, że ta dwójka prawie się nie różniła, cholernie dobijał Nialla. Czasem nie mógł poradzić sobie z samym Zaynem, a co dopiero z jego niemal idealną kopią? Chłopacy różnili się tylko wyglądem. Poza tym byli tak samo płytcy. Z tą różnicą, że z Justinem można było porozmawiać na inne tematy niż alkohol, deska i seks.
      Nagle śmiech dwójki chłopaków przestał odbijać się echem od ścian pomieszczenia, co spowodowane było tym, że telefon jednego z nich wydał z siebie znajomą melodię. Czarnowłosy podniósł się z podłogi, chwytając w dłonie swoją komórkę. Zdziwił się, widząc kto do niego dzwoni, jednak mimo to wcisnął zieloną słuchawkę.
      - Zayn? – usłyszał charakterystyczny, trochę zachrypnięty od palenia głos. – Musimy porozmawiać.
      - Nie mamy o czym – odchrząknął. Kątem oka zauważył jak szatyn przygląda mu się badawczo, dlatego wstał i wyszedł do kuchni. Upewniwszy się, że nikt za nim nie stoi, wrócił do rozmowy. – Zora, mówiłem ci, że nic z tego nie będzie – mruknął, kręcąc głową z niedowierzania, że ta dziewczyna może być, aż tak głupia.
      - Nie o to chodzi – odpowiedziała pewnym siebie tonem. – To naprawdę ważne. Czekam na dole, jeśli nie będzie cię tu za pięć minut to wejdę na górę, a uwierz… zapewne nie chcesz, żeby ktoś się o tym dowiedział – nim zdążył cokolwiek powiedzieć, usłyszał dźwięk zakończonego połączenia. Wściekły zaklął w duchu, nie mając najmniejszej ochoty konfrontować się z tym małym potworem.



~*~

       Na dworze było tak ciemno, że gdyby nie rażące po oczach, różowe włosy dziewczyny, pewnie by jej nie dostrzegł. Westchnął na sam jej widok i ruszył w jej kierunku. W międzyczasie odszukał w kieszeni paczkę fajek. Wyjął jedną ze środka i włożył ją między wargi. Zanim zdążył go przypalić, stał już na wprost niższej od niego dziewczyny.
      - O co chodzi? – spytał oschle, wsuwając jedną dłoń do kieszeni. W końcu uwodzicielsko zaciągnął się papierosem i po chwili wypuścił z ust kłęb nikotynowego dymu.
      Zrobiła krok w jego stronę i chciała dotknąć ręką jego policzka, ale skutecznie odsunął się na bezpieczną odległość. Posmutniała nieco i głośno westchnęła. Doskonale wiedziała, że jeśli nie powie mu tego teraz, to nigdy się na to nie odważy.
      - Jestem w ciąży… - wyjąkała, a na samą myśl o tym zakręciło jej się w głowie i gdyby nie to, że podparła się o ścianę, pewnie runęłaby na ziemię. Wyraz twarzy Zayna się nie zmienił. Nadal obojętnym wzrokiem błądził po chodniku.
      - Świetnie, gratuluję – mruknął i ponownie zaciągnąwszy się fajką, spojrzał na dziewczynę lodowatym wzrokiem. – Ale co to ma wspólnego ze mną?
      - Nie załapałeś? – zaśmiała się cicho i miała przeogromną ochotę walnąć się z otwartej dłoni w czoło. – To twoje dziecko. Będziesz ojcem.
      - Chyba kpisz – zarechotał głośno, nie mogąc dopuścić do siebie takiej myśli. Przez chwilę miał nadzieję, że się przesłyszał. Spali ze sobą tylko raz. Na imprezie u jakiegoś młodziaka. Nie miał tego w planach, ale skoro Zora była tak chętna, mógł zaspokoić jej potrzebę. Po wszystkim obiecali sobie, że o tym zapomną. I tak było ze strony Malika. Aż do teraz. Ale przecież nie był na tyle głupi, aby zapomnieć o prezerwatywach. – Gdzie ukryta kamera? – spytał, rozglądając się na boki.
      - Jesteś gnojkiem Malik! – warknęła i chcąc dać upust swoim emocjom, kopnęła w jakiś kamień. – Gardzę tobą… ale to dziecko potrzebuję ojca. Potrzebuję ciebie.
      - Nie chcę go! – wrzasnął, zwracając na siebie uwagę kilku przechodniów, którzy spojrzeli na niego krzywo. Malik poczuł jakby ktoś uderzył go z całej siły w twarz. Powoli docierało do niego, że to wszystko może okazać się prawdą. – Nie będę wychowywał jakiegoś bachora. Mam dziewiętnaście lat. Przede mną całe życie. Nie chcę tonąć w pieluchach – powiedział kpiąco. Wyraz twarzy dziewczyny diametralnie się zmienił. Z oczu zniknęła jakaś iskierka nadziei, a w ich kącikach pojawiły się łzy. – Nie mów mi tylko, że myślałaś, że gdy mi o tym powiesz to postanowię być z tobą i udawać kochającą się rodzinkę? – zapytał, jednak kiedy się nie odezwała, perfidnie wybuchł śmiechem wprost w jej twarz. – Daj spokój. Ciebie też nie chcę mała, wybacz. Po prostu usuń tego bachora i będzie po sprawie – dokończył swoją wypowiedź i podrapał się po karku.
      - Nie zrobię tego… - spojrzała na niego z pogardą i z trudem powstrzymała napływające do oczu łzy. Mimo wszystko łudziła się, że zareaguje inaczej ; że może gdzieś pod maską idioty, skrywa się chłopak, który naprawdę miał uczucia. Ale on nie liczył się z nikim. – Dziecko to nie zabawka, którą możesz zwrócić do sklepu, bo ci się znudziła.
      Nie wytrzymała, gdy po raz kolejny roześmiał się jej w twarz. Łzy zaczęły spływać po jej policzkach, niosąc za sobą cały ból. Nie była w stanie kontrolować swoich emocji, które rozrywały ją od środka. Chciała dać im w jakiś sposób upust i przestać się już męczyć. Pragnęła wykrzyczeć mu w twarz to wszystko co o nim myśli. Podeszła do niego i zaczęła uderzać go drobnymi piąstkami w klatkę piersiową. Złapał ją za nadgarstki i odepchnął z całej siły, tak, że upadła na glebę. Czuła się upokorzona i po części też zawiedziona. Jak mogła narobić sobie takich nadziei? Przecież Malik nigdy się nie zmieni…
      - W takim razie idź do piekła, Zora – syknął, spluwając na ziemię. – Nie chcę mieć nic wspólnego ani z tobą, ani z tym czymś w twoim brzuchu – zakończył, odwrócił się na pięcie i po prostu odszedł. Zostawiając ją samą. Upokorzoną i pozbawioną wiary.

~*~

      Słysząc dźwięk telefonu, oderwał głowę od poduszki i ziewnął przeciągle. Najpierw przelotnie spojrzał na jego ekran, zastanawiając się kto dzwoni do niego o tej godzinie. Był sobotni poranek i powoli dochodziła ósma. Promienie słoneczne niewinnie przebijały się przez chmury i delikatnie muskały twarz Justina. Przymrużył lekko oczy, chcąc ochronić je przed rażącym światłem, a później wcisnął zieloną słuchawkę. Po drugiej stronie od razu rozpoznał znajomy głos, który tym razem przybrał stanowczy ton.
      - Justin, musisz zaraz stawić się w szkole – powiedział pan Smith. Bieber od razu zaczął zastanawiać się czego mogą chcieć od niego w sobotę rano, ale kilka chwil potem przypomniał sobie zdarzenie z zeszłego tygodnia. Nie ukarali go wtedy, dlaczego więc mieliby robić to teraz? A może Smith zamiast skarcić szatyna za pobicie, pragnie przeprosić go i zwrócić mu jego miejsce w kapeli? Jeśli tak, to będzie musiał go porządnie błagać, ponieważ Justin nie zamierza ulec tak szybko. – Pojawisz się? – usłyszał, a w odpowiedzi mruknął ciche ‘tak’ i szybko się rozłączył.
      Stanął przed niewielką torbą, której nie zdążył jeszcze rozpakować i odnalazł w niej jakieś jeansy i zwykł t-shirt. Popędził do łazienki, gdzie wziął orzeźwiający prysznic. Spojrzał w lustro, przelotnie uśmiechając się do swojego odbicia, a później wrócił do swojego pokoju. Wsunął nogi w białe supry i założył czapkę na głowę. Nie informując nikogo, wyszedł z mieszkania. Wsiadł do swojego czarnego samochodu i przekręciwszy kluczyki w stacyjce, ruszył z podjazdu, a po upływie kilku minut znalazł się na szkolnym parkingu.
      Na dziecińcu panowała pustka jak nigdy, ale pewnie spowodowane to było zarówno wczesną porą jak i dniem tygodnia. Justin westchnął głośno, czując jak dopada go zmęczenie. Z chęcią wróciłby do ciepłego łóżka, jednak wizja, w której Smith błagał go o powrót była tak kusząca, że szybko porzucił myśli o śnie. Przekroczył próg szkoły i rozejrzał się dookoła. Coś było nie tak. Bieber dostrzegł dym wydobywający się z Sali muzycznej, co od razu zmusiło go do zrobienia kilku kroków w tył. Później wszystko działo się zbyt szybko. Z klasy wybiegł strażak, próbując ugasić ostatni płomień. Szatynowi momentalnie zrobiło się gorąco, a po czole zaczęły spływać kropelki potu. Nie rozumiał co tutaj właśnie się działo. Nawet nie próbował. Chciał po prostu wyjść stąd jak najszybciej, ale wtedy ujrzał w oddali brązową czuprynę Smitha, który przywoływał go do siebie gestem ręki. Justin uśmiechnął się blado i przełknął nerwowo ślinę. Kiedy zrównał się z nauczycielem, oboje weszli do gabinetu dyrektora, gdzie znajdowała się również jego matka. Chłopak poczuł jak wszystko się w nim gotuję, jak w gardle narasta wielka gula, a oczy zaczynając dziwnie piec. Po co ją tutaj ściągnęli? I dlaczego się tutaj pojawiła? Przecież wyraźnie powiedział, że nie chce mieć z nią nic wspólnego.
      - Co ona tutaj robi? – warknął, piorunując swoją rodzicielkę wzrokiem. Chciał znaleźć się jak najdalej od niej. Uciec. Znów. W innym przypadku znów naraziłby się na niepotrzebny ból. Bo zawsze tak było, gdy zbliżał się do Pattie choć o krok. Jego matka wróżyła tylko jedno. Kłopoty.
      - Usiądź, Justin. Musimy pogadać – usłyszał za sobą i dopiero wtedy przeniósł wzrok na Smitha, który spojrzał na niego z żalem. Nauczyciel zamknął za sobą drzwi i zajął jedno z miejsc, przyglądając się badawczo chłopakowi. – Dlaczego to zrobiłeś? Aż tak bardzo wkurzyła cię ta sprawa z kapelą? Justin to nie powód, żeby podpalać szkołę! – krzyknął brązowowłosy.
      - Myślicie, że to ja? – spytał zdezorientowany Bieber. Jak mogli uwierzyć w coś takiego? Przecież nie mógłby… Spędzał w tym miejscu połowę swojego życia. Wezbrała w nim złość. Nagle i całkowicie niespodziewanie wściekł się, bo włożył w muzykę całe swoje zaangażowanie, a ktoś bezpodstawnie próbuję wrobić go w coś takiego. – Do cholery! Nie jestem na tyle głupi! Znalazłbym inny sposób, żeby się zemścić… ale nigdy nie zniszczyłbym pomieszczenia, w którym spędzałem mnóstwo godzin, chcąc być jak najlepszym. To był mój dom, którego nigdy nie posiadałem – spojrzał z pogardą na matkę, próbując uzmysłowić jej jak fatalnie czuł się w tej wielkiej willi, którą zwali domem. – Kiedy było mi źle przychodziłem tam i grałem. Myślicie, że mógłby to tak po prostu spalić? – warknął, nie mogąc dłużej nad sobą panować. Poderwał się z krzesła i odrzucił je na bok. – Nie znacie mnie. Żadne z was mnie nie zna!
     - Uspokój się – poczuł na ramieniu dłoń, a gdy zorientował się, że należy ona do jego rodzicielki od razu ją z niego zrzucił.
      - Nie rozkazuj mi!
      - Znaleźliśmy tam twoją bluzę – powiedział nade spokojny Smith, wyjmując ze swojej torby skrawek szarego materiału. W tym momencie potwierdziły się podejrzenia Justina. Ktoś po prostu próbował go w to wrobić.. Przecież zgubił to ubranie kilka dni temu. Teraz nagle odnalazło się wśród popiołu. – Przymknąłem oko na bójkę z Christianem, ale zrozum… to nie są przelewki, Justin. Obawiam się, że będziemy zmuszeni się pożegnać…
      - Co!? – krzyknął, niedowierzając w to co usłyszał. – Wiecie co? Pieprzcie się. Wszyscy się pieprzcie! – powiedział na odchodne i ostentacyjnie trzasnął drzwiami.
      Wyszedł na korytarz i oparł się o ścianę, aby kilka sekund później osunąć się po niej na ziemię. Nabrał w płuca kilka głębokich wdechów, chcąc w jakiś sposób się uspokoić. Serce waliło mu jak nigdy. Podciągnął kolana pod brodę i ukrył między nimi twarz. Milcząc czekał, aż w jego głowie pojawi się jakiś plan, ale tam panowała kompletna pustka. Nie wiedział co powinien teraz zrobić. W jednej chwili życie pozbawiło go marzeń, które wiązały się z tym budynkiem. Poczuł się jak mrówka, którą z łatwością można zdeptać. Jego wszystkie ambicje ulotniły się wraz z uchodzącym ze szkoły dymem. Nagle został z niczym i nie miał zielonego pojęcia jak zatkać pustkę, która zapanowała w jego sercu.
      Niespodziewanie po korytarzu rozległ się szyderczy śmiech, który odbijał się echem od ścian pomieszczenia. Bieber znał ten rechot doskonale. Poznałby go dosłownie wszędzie. Zniewalająco zarażający jak i wkurzający chichot, drwiący z ciebie, który nocami odtwarza się w twojej głowie, mógł należeć tylko do Christiana. Justin momentalnie podniósł się na równe nogi, szukając na hollu znajomej twarzy. W końcu przy jednej z szafek dostrzegł Chrisa. Justin od razu poskładał całą ta układankę w jedno i szybko zorientował się kto jest tutaj sprawcą. Sam Bieber był tylko ofiarą Beadlesa, który próbował zemścić się na nim, za to, że uratował wtedy Nialla.
      - Ty gnojku! – syknął szatyn, startując w stronę Chrisa. Znalazł się przy nim w przeciągu sekundy i złapał go za kołnierzyk, po czym uniósł go lekko do góry i przycisnął do ściany. – Ty mnie w to wrabiasz, frajerze! – kontynuował, coraz mocniej dociskając Beadlesa do tynku. – Zły ruch – mruknął jakby sam do siebie i wzruszył beztrosko ramionami. – Ale skoro chcesz wojny to będziesz ją miał. Obiecuję, że spotka cię piekło, Beadles – nerwowy chichot Christiana, utwierdził go w przekonaniu, że trafił w sedno. Ale nawet jeśli Chris choć odrobinę się przestraszył, to Justin znał go na tyle, aby wiedzieć, że tak łatwo się nie podda. W końcu kiedyś byli nie rozdzielni. Przyjaźnili się jak nikt inny. Ale najwidoczniej nawet tak silny związek nie mógł przetrwać wszystkiego.


~*~


trzeci rozdział za nami. na waszą prośbę, bo miał pojawić się dopiero za tydzień.
serdecznie dziękuję za każdy komentarz, szkoda tylko, ze nadal ich mało ;( 
+ chcesz być informowany? zostaw w komentarzu adres bloga, twitetra lub numer gg (:

13 komentarzy:

  1. ok, więc ten Chris za przeproszeniem jest popierdolony i go nie lubię ;x ale to pewnie nie tylko ja xd akcja z ciążą mnie zaskoczyła i jestem strasznie ciekawa, co będzie dalej, jak to się potoczy. Zayn rzeczywiście zachował się mega niefajnie wobec tej dziewczyny, no ale co na to poradzić, taki jego charakter ;D
    szkoda, że w tym rozdziale nie pojawiła się Candice (if you know what i mean ^^) no ale mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale będzie jej więcej ;)
    rozdział wspaniały, już teraz nie mogę się doczekać kolejnego <33
    @Kramel97
    [will-be-alright]

    OdpowiedzUsuń
  2. Zayn to dupek, ale i tak go lubię, ni moja wina, że jest taki boski. Chris mnie wkurza i w ogóle wkurzyłam się na niego. Zatęskniłam za Candice. A co Justina i Zayna... Trochę szkoda mi Nialla. Biadaczek mój. xx
    Czekam na następny *.* Kocham Cię :3

    OdpowiedzUsuń
  3. boże, jaka z Zayna świnia :o haha ale serio, lubię go nawet teraz, jak zachowuje się nawet jak ostatni chuj. mimo wszystko :D szkoda dziewczyny... kurwaaaa, czemu oni wrobili Biebera, no. cipka z tego Chrisa jakaś. jeszcze dostanie za swoje.
    biedak Niall ofiarą żartów :C

    OdpowiedzUsuń
  4. no to się porobiło. Malik zostanie ojcem? hah dooobre, serio, uśmiałam sie przy tym fragmencie, aż psy obudziłam ^^ a jego reakcja była idealna, ładnie jej pojechał, pozazdrościć mu podejścia, mógł wcześniej myśleć o konsekwencjach, ale okay, każdemu sie zdarzy, nawet Malikowi ^^ co do Justina, to ma przerąbane, normalnie byłoby mi go szkoda, ale aktualnie nie jest i jestem ciekawa, co też zrobi Christianowi, uwielbiam takie akcje, przypomina mi to mojego violenta ^^ mam jednak nadzieję, ze w twoim opowiadaniu nie ucierpi żadne zwierze, proszę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział 12 na tvd-cast.blog.onet.pl
    Zapraszam
    Paulinex
    *Daj znać, gdzie mam cię teraz informować. Tutaj czy na starym blogu? Zostaw adres w komentarzu ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Yay, dobre opowiadanie. Aż muszę nadrobić poprzednie rozdziały. Zayn i Justin zachowują się podle w stosunku do Niall'a, szkoda mi go :( x
    Zapraszam do mnie: http://murder-in-week.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. muszę się troche w tym ogarnąć ale jak na razie dobre wrażenie :) wpadnij : http://lwwy-imaginy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Na tvd-cast.blog.onet.pl pojawił się 13 rozdział.
    Zapraszam

    OdpowiedzUsuń
  9. świetne opowiadanie :) Jestem ciekawa jak rozwinie się akcja. Oby tylko Zayn nie był taki naprawdę! Czekam na następny rozdział. xx A.

    OdpowiedzUsuń
  10. Hahaha czekam na kolejny i niech Malik ogarnie dupcie i zaopiekuje bobaska i ogarnie sprawe z Candice :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Kurde...to jest boskie,on nie może darować Chrisowi ! Kurde wciągnełam isę :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Aaaaaaa! Koccham to!!!!<3

    OdpowiedzUsuń