Samochód
zgrabnie skręcił w jedną z londyńskich uliczek i wjeżdżając na szkolny parking,
zaparkował na samym końcu, tuż obok znaku zapraszającego do owej uczelni.
Nakierowując lusterko na swoją twarz, przejrzał się w nim i przejechał dłonią
po zmęczonych powiekach. Westchnął głośno, uświadamiając sobie, jak zaniedbał
się przez kilka ostatnich dni. Powoli otworzył drzwiczki i wysiadł z pojazdu.
Od razu poczuł na skórze powiew zimnego wiatru, który wywołał ciarki na jego
ciele. Odruchowo potarł ramiona, przygryzając lekko wargę. Że też nie
zorientował się, kiedy miasto nawiedził chłód.
Szatyn zrobił
kilka kroków naprzód, kierując się w stronę wejścia, aż w końcu natrafił na
duże, metalowe drzwi, które mocno pchnął. Wnętrze budynku wcale nie zmieniło
się od jego ostatniej wizyty tutaj. Na samo wspomnienie tego feralnego dnia,
gdy wydalono go ze szkoły, poczuł dziwny ścisk w żołądku. Potrząsnął głową,
odrzucając od siebie obrazy, jakie się w
niej pojawiły.
Już z daleka
słyszał dudniącą muzykę, która pogrywała w Sali gimnastycznej, gdzie właśnie
odbywał się bal absolwentów. Na korytarzu krzątało się kilka par, a na ten
widok Justin wykrzywił się nieco. Wiązanie się z kimś było ostatnią rzeczą,
jaką chciałby teraz robić. Minął ich, obrzucając ich pogardliwym spojrzeniem i
przekroczywszy próg Sali, rozejrzał się dookoła. W pomieszczenie panowała
ciemność i była ona od czasu do czasu rozjaśniana przez kolorowe lampki. Masa
spoconych nastolatków bawiła się na parkiecie, poruszając w takt muzyki. Ci
którzy zostali tu zaciągnięci siłą przez rodziców, siedzieli przy stolikach,
obżerając się jedzeniem, które prawdopodobnie było w stanie ich zabić.
Nieudolnie
próbował znaleźć wśród tłumów, znajomych twarzy, ale to okazało się cięższe niż
wcześniej się wydawało. Poczuł czyjąś dłoń na ramieniu, przez co został
zmuszony do odwrócenia się. Przed sobą ujrzał zgrabną sylwetkę, która z
pewnością należała do Candice. Blond loki opadały na ciemne, odkryte ramiona,
czerwone usta formowały się w niewinnym uśmiechu, a oczy lśniły podejrzanym
światłem.
- Nie patrz tak
na mnie – sapnął, na co dziewczyna zmarszczyła brwi, w pytającym geście. – Nie
współczuj mi. Nie potrzebuje tego – oburzył się, wsuwając ręce do kieszeni
spodni. – Widziałaś Zayna?
- Nie – spuściła
wzrok. – Miał przyjechać po mnie o ósmej, ale się nie pojawił… Pomyślałam, że
może…
- Skończ – uciszył
ją gestem ręki, gdy ponownie otwierała usta. – Nie mam cierpliwości, żeby z
tobą rozmawiać.
Zanim zdążył
wyminąć dziewczynę, poczuł wibrację telefonu. Odszukał go w kieszeni i
odblokował. Przeczytawszy wiadomość, skinął głową sam do siebie i udał się na
tyły szkoły, skąd łatwiej było mu dostać się na dach.
Powoli wspiął
się po metalowej drabince na sam szczyt budynku i zmarszczył brwi, nie mogąc
dostrzec żywej duszy w tych ciemnościach. Westchnął zrezygnowany, ponownie
sięgając po swój telefon, który w tym przypadku miał służyć mu jako lampka.
- Zayn? –
szepnął w pustą przestrzeń. Nie otrzymał odpowiedzi. Zamiast tego usłyszał
cichy huk i z wrażenia podskoczył w miejscu od razu, wycofując się do tyłu.
- Zayna tu nie
ma – odezwał się ktoś, kto właśnie nie stąd ni zowąd, stanął przed Bieberem. Po
jego ciele przeszedł niepokojący dreszcz, a w gardle poczuł dziwną gulę, której
nie mógł pozbyć się nawet po ciągłym przełykaniu śliny. Gdy dokładniej wsłuchał
się w tajemniczy głos, sam nie potrafił uwierzyć w to co odkrył. Nie, to nie
mogła być prawda.
- Caitlin? –
głos mu drżał, a on nie umiał nad nim zapanować, choć próbował zabrzmieć jak
najnormalniej.
I wtedy wyłoniła się z ciemności.
Pojedyncze
kosmyki długich, brązowych włosów dziewczyny, wystawały spod czarnego kaptura
jej bluzy. Ciemne oczy lśniły morderczym światłem, odbijając na przemian
złość, cierpienie i chęć zemsty, a na ustach igrał kpiący uśmieszek.
To była Caitlin
Beadles, jakiej Justin nie widział jeszcze nigdy w życiu.
- Nie myślałam,
że tak łatwo dasz się namówić na to spotkanie – mruknęła przeciągle, robiąc
kilka szybkich kroków w jego stronę. Mechanicznie wycofał się do tyłu. – Chyba
powinniśmy porozmawiać.
- Wszystko ci
wyjaśniłem. Wiesz, że nie chciałem cię skrzywdzić.
- Bum! –
krzyknęła tak głośno, że Justin prawie ogłuchł. – Ale to zrobiłeś! Zmieniłeś
moje życie w piekło. A ja… no cóż, naprawdę cię pokochałam… - dodała,
spuszczając wzrok na swoje kolorowe trampki. Przez chwilę wątpiła w to, czy
jest w stanie zrealizować, wcześniej opracowany przez siebie plan. Bo kiedy tak
patrzyła w brązowe tęczówki szatyna, mogła odczytać z nich wszystko. Ktoś nie
kłamał, mówiąc, że oczy są odzwierciedleniem duszy. Gdzieś w głębi Justin nadal
był tym chłopakiem, w którym się zakochała. – Idiotka!
- Hej, wcale
nie! – zawołał, czując jak wcześniejsze obawy co do tego spotkania, ulatują wraz
z powiewem wiatru. Ruszył do przodu, automatycznie splatając jej zmarznięte
palce z własnymi. Nie wiedział co nim kierowało, ale potrzebował tej bliskości
i był pewien, że ona pragnie tego samego. Włosy Cait delikatnie łaskotały jego
szyję, gdy w końcu zdecydował się ją
przytulić. Czuł intensywny zapach jej perfum i przyłapał się na tym, że cholernie
za nim tęsknił. Każda jego myśl pachniała tą dziewczyną.
Ale wnet stało
się coś, co przerosło jego najśmielsze oczekiwania.
Caitlin sięgnęła
prawą ręką do kieszeni bluzy, a później poczuł na swojej klatce piersiowej coś
twardego. Spuścił wzrok, a ujrzawszy czarny pistolet, przełknął nerwowo ślinę.
Spojrzał na nią, nie dowierzając w to, co się tutaj dzieje. Był tak
sparaliżowany, że nie mógł ruszyć nawet koniuszkiem palca. Pragnął, aby to był
tylko zły sen, a on mógł wybudzić się z niego, zalany zimnym potem. Jednak jego
nadzieja została doszczętnie zniszczona, gdy uszczypnął się w rękę.
Zawsze radosne
oczy dziewczyny zaszły ciemną mgłą, przez którą nie było widać już żalu.
Zastąpiła go natomiast zemsta. Nie odwróciła się, choć nadal nie była w stanie
spojrzeć mu w twarz. Mimo wszystko dotykały ją wyrzuty sumienia i z każdą
kolejną sekundą miała ochotę się wycofać. Ale diabełek na jej ramieniu
podpowiadał, że to słuszne ; że Justin musi ponieść odpowiednią karę. Zrujnował
jej życie, więc ona odwdzięczy mu się tym samym.
- Proszę, nie
rób głupstw – powiedział cicho, starając się zachować resztki spokoju i
rozsądku. Nie mógł działać pochopnie, bo Caitlin w takim stanie była zdolna do
wszystkiego. Podniósł również ręce do góry, w obronnym geście.
- Ci…iii…cho! –
zamknęła oczy i przyłożywszy sobie palec do ust, krzyknęła: - Cofnij się – nie
zareagował. Zamiast tego ruszył do przodu. – Powiedziałam COFNIJ SIĘ! –
ryknęła, drżącymi dłońmi, coraz mocniej ściskając gnata. I wtedy przyłożyła
pistolet do jego pulsujących ze strachu skroni. – Pokażę ci jak szybko możesz
stąd zniknąć.
Tak wiele chciał
powiedzieć jej w tym momencie.
Ale każde słowo
grzęzło w mu gardle, a w brązowych tęczówkach stanęły łzy. Nie potrafił dłużej
zgrywać twardziela. Zdaje się, że kilka razy udało wymówić mu się imię
dziewczyny. Ale ten dźwięk zniknął tak szybko jak się pojawił.
Przymknęła
powieki i kiedy nabrała w płuca haust powietrza, zacisnęła mocniej dłonie na
rękojeści, a wskazujący palec położyła na spuście. Teraz albo nigdy.
Justin nawet nie
drgnął. W myślach pożegnał się z najważniejszymi dla niego osobami. Z każdą
osobno. Jeśli miał odejść z tego świata w tym momencie, musiał być pewny, że
zrobił wszystko, aby naprawić całe zło, jakie wyrządził.
Na czoło
wstąpiły mu krople potu, a później spłynęły na oczy, utrudniając mu
widoczność.
Koniec
był tak bliski…
Jednak w
ostatniej chwili modły Justina zostały wysłuchane. I chłopak był wdzięczny jak
jeszcze nigdy wcześniej, że Bóg mimo tego jakim był człowiekiem, postanowił go
wysłuchać.
Później
wszystko działo się zbyt szybko.
Coś lub ktoś
odepchnęło od niego Cait, powodując, że pistolet wypadł z jej drżących rąk i
poleciał gdzieś w kąt. Szatyn odetchnął z ulgą i uniósł wzrok ku górze, jak
gdyby próbował podziękować, choć nie do końca wiedział czy ktoś ten gest
odczyta.
Zaczął
panikować, gdy do jego uszu dobiegły odgłosy szamotaniny. Zamknął oczy, a
ponownie je otwierając, zobaczył przed sobą Christiana, który mocno trzymał za
ręce Caitlin, jednocześnie ograniczając jej ruchy.
A Justin stał
w miejscu i przyglądał się im, bo nie wiedział co robić. Przerwać tą
bezsensowną kłótnię czy pozwolić się im pozabijać wzajemnie?
Po kilkunastu sekundach ponownie zaczął
myśleć. Wypuścił z ust powietrze i odchrząknął głośno, zwracając tym samym na
siebie uwagę.
Christian
przeniósł na niego swój wzrok, a w jego spojrzeniu pojawiło się coś na kształt
współczucia. Poluzował swój uściski i popchnął siostrę w stronę zejścia z
dachu, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Posłuchała go, choć równie dobrze
mogła go opluć i kompletnie zignorować, wdrążając wcześniejszy plan w życie.
- Przepraszam
cię, za nią…
- Myślisz, że
to coś da? Omal nie zginąłem! Jesteście nienormalni…
- Nie widzisz
co się z nami stało, Justin? – głos Christiana brzmiał nienaturalnie, był
przygnębiony i jakiś nieobecny.
- To przecież
nie moja wina… - skwitował Bieber, spuszczając wzrok na swoje trampki. – Nie
pamiętasz jak to wszystko się zaczęło? Gdybyś nie podpalił szkoły, nie doszłoby
do tego…
- Zrozum, że… -
przerwał na chwilę, aby zebrać myśli. – Ja to wszystko robiłem dla ciebie.
Myślałem, że jeśli będę taki jak ty to… w końcu mnie docenisz!
- Naprawdę
jesteś tak głupi, żeby wierzyć, że przez ciągłe kłótnie mielibyśmy się
pogodzić? Lubiłem cię bez względu czy byłeś dupkiem czy nie… - jęknął
przeciągle, kręcąc przecząco głową.
- A mimo to
mnie znienawidziłeś – Christian próbował się uśmiechnąć, co w końcu udało się
mu po kilku paralitycznych skrzywieniach twarzy. – Możemy wrócić do tego co
było kiedyś?
Justin pokręcił głową.
- Nic już nie
będzie takie jak kiedyś, przepraszam…
Te słowa
wstrząsnęły ciałem Beadlesa. Próbował opanować złość, jaka właśnie zaczęła
drgać w okolicach jego serca. Zagryzł dolną wargę z taka siłą, że zaczęła
krwawić. Zmarszczył groźnie oczy. Kopnął nogą w beton. Odpowiedział mu głuchy
odgłos. Nie poczuł ulgi. Rozpaczliwie rozejrzał się wokół, szukając jakiegoś
punktu odniesienia. Dostrzegłszy lśniący w świetle lamp pistolet, uśmiechnął
się pod nosem. Dyskretnie, tak by Justin niczego nie podejrzewał, sięgnął po
broń lewą ręką. Gdy już trzymał ją w dłoniach, poczuł niewyobrażalne
podniecenie, jakiego jeszcze nigdy wcześniej nie doznał.
- Więc pewnie
nie będziesz za mną tęsknić – mruknął Chris, wyciągając zza pleców gnata, aby
sekundę później przyłożyć go sobie do piersi.
- Żartujesz! –
krzyknął Bieber, próbując przekonać samego siebie, że Christian postanowił się
tylko pozgrywać i sprawdzić jego reakcję. Trudno było mu uwierzyć, że osoba tak
silna psychicznie jak Beadles, jest wstanie targnąć się na swoje życie.
- Przekonajmy
się! – klasnął w dłonie, a nim Justin zdążył się zorientować, wokół rozległ się
huk, wystrzelonej broni. W powietrzu uniósł się dym i można było wyczuć zapach
siarki. Spanikowany Justin, uklęknął przed bladym ciałem przyjaciela, które
bezwładnie leżało na zimnej posadzce. Dłonią przejechał po koszulce chłopaka, a
czując coś lepkiego na palcach, zmarszczył czoło, przybliżając rękę do twarzy.
Tak bardzo modlił się, aby to nie było tym, o czym właśnie myślał. Zauważając
jednak na dłoni czerwoną ciesz, rozłożył bezradnie ręce. Zaczął trząść się
niesamowicie, gdy przyciskał do swojego ciepłego ciała, głową Christiana.
Prosił Boga, aby nie odbierał mu kolejnej osoby, ale tym razem nie został
wysłuchany. Przejechał dłonią po ustach, brudząc się przy tym krwią. Nie
potrafił zapanować nad swoim oddechem. Puls Beadlesa powoli ustawał, a klatka
piersiowa podnosiła się z wielkim trudem. Organizm Chrisa próbował walczyć, ale
wiadome było, że nic nie wskóra. Płynąca szkarłatna ciecz, przesączała
Beadlesa, cieknąc powoli wzdłuż jego ciała.
Ciche
‘przepraszam’ wydobyło się z zakrwawionych ust Christiana, który nie zdawał
sobie sprawy jak te słowa, podziałały na płaczącego już Justina. A Bieber nawet
nie domyślał się, że będą te ostatnie słowa, jakie usłyszy od swojego
przyjaciela.
Czas wydawał
się biec wolniej. Krzyki i płacz każdego były zniekształcone, jak dźwięk na
zepsutej płycie i gdy próbowali biec, ich nogi nawet nie drgnęły. A w środku
całego tego zamieszania stał on. Justin Bieber, który wciąż nie potrafił
uwierzyć w to, co się zdarzyło. W umyśle chłopaka, nadal na nowo odtwarzały się
każde chwile, przeżyte wspólnie z Christianem. Chłopak szedł przed siebie,
wpadając na poszczególne osoby i zdeterminowanie ignorował wszystkich. Nie
chciał współczucia z ich strony. Nie chciał słuchać ich kondolencji. Bo
przecież tak naprawdę Chris nigdy stąd nie odszedł. Nie mógłby zostawić
Biebera, samego na pastwę tego złego losu, który wciąż nim manipulował. Chris
nada tu był, a szatyn doskonale czuł przy sobie jego obecność. Gdzieś w oddali
mignęła mu sylwetka zrozpaczonej Caitlin, która próbowała dowiedzieć się
jakichś szczegółów. Też go zauważyła, posyłające mu jedynie pogardliwe
spojrzenie.
Z sekundy na
sekundę cały hałas ucichał, a tłumy ludzi znikały, oddalając się we własnym
kierunku. Justin czuł się wśród nich jak mała mrówka, którą z łatwością można
zdeptać. Był taki bezbronny. Słone łzy zastygły na jego rozgrzanych policzkach,
oblanych różowym rumieńcem. Ale nadal wszystko widział przez mgłę.
W końcu ktoś
złapał go od tyłu, potrząsając nim z taką siłą, że chłopak wreszcie
oprzytomniał. Nie rozumiał co do niego mówili, a jednak dokładnie odebrał
przekaz. W odpowiedzi pokręcił przecząco głową, spuszczając wzrok na swoje
ubrudzone czerwoną cieczą dłonie. Usłyszał krzyk, wydobywający się z ust
blondynki, a sekundę później Zayn zamknął go w silnym uścisku, jak gdyby chciał
zabrać cały jego ból na siebie.
- Na moich
rękach właśnie zastygła krew Christiana, więc może pozwolicie mi uporać się z
tym, samemu… - mowa wróciła mu niespodziewanie, a język przestał się już
plątać. Mimo to nadal wpadał w panikę, na samo wspomnienie wcześniejszych
wydarzeń.
Zayn odsunął go
od siebie na odległość ramion. Nie mógł oglądać w tych brązowych tęczówkach
tylu negatywnych emocji, zasłoniętych szklaną taflą, wciąż nachodzących łez.
- Tak mi
przykro… - powiedział bezszelestnie brunet, ale te słowa wypowiedziane z jego
ust w tym momencie nie znaczyły nic, gdy komuś właśnie życie runęło w gruzach.
Do końca został nam tylko epilog. Trochę mi smutno z tego powodu. Ale jeśli ktoś nadał chciałby czytać coś mojego autorstwa to planuję zacząć coś nowego, ponad to piszę jeszcze na: mental-mess
Jak minął wam sylwester kochani? ;)
Och, Christian nie żyje, o boże. Caitlin chciała se zabić, rajuś. Jak tu są takie wydarzenia, to co dopiero będzie w epilogu. Strasznie mi przykro, że to już koniec. Strasznie przywiązałam się do tej historii, do twojego Justina, Zayna, Candice, wszyscy są cudowni.
OdpowiedzUsuńI tak, moje standardowe narzekanie: mało Zayna i Candice. :C
Co epilog ? :O Płacze, ryczę nie chce końca :'( Czemu to się tak kończy, co z Candice, Zaynem, Biberem i Caitlen ? :( Czekam na epilog i wytłumaczenie tego <3
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Liebster Award :) więcej na moim blogu http://too-much-love-will-kill-you.blogspot.com/ NAWET NIE WAŻ SIĘ KOŃCZYĆ SŁYSZYSZ??? A NIALL? I ZAYN??? JESTEM CHOLERNIE CIEKAWA CO Z NIMI... ZE WZGLĘDU NA MOJE SERCE NIE RÓB TEGO :o
OdpowiedzUsuńFoch. Miało sie skończyć dobrze!!!!!!!!! ;'< >.<
OdpowiedzUsuńZarąbisty jak zwykle <33 i więcej zayna mogło być ! :33
OdpowiedzUsuńTego się nie spodziewałam ;O Nie przypuszczałabym, że Christian umrze ;o Rozdział rewelacyjny, szkoda, że to się tak wszystko kończy i został tylko epilog. A Zayn i Candice? :))
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie http://lying-naked-on-the-floor.blogspot.com/
Jack - przystojny, bystry, seksowny, budzący szereg sprzecznych emocji i przy tym niesamowicie pociągający. Catherine - przeciętna dziewczyna, która postanowiła zrealizować swoje marzenia, jednak, by to zrobić musiała uciec od przeszłości.
OdpowiedzUsuńHistoria o pożądaniu, przyjaźni i miłości. Miłości niepowtarzalnej, przepełnionej pasją, ale również cierpieniem, bo przecież “miłość to partia kart, w której wszyscy oszukują, mężczyźni - by wygrać, a kobiety - by nie przegrać".
Serdecznie zapraszam, www.drumming-songs.blogspot.com
Wiedziałam, że ktoś zginie, ale przypuszczałam, że to będzie Caitlin, Bieber ewentualnie Zayn :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny i strasznie mi przykro, że to opowiadanie dobiega końca bo strasznie się w nie wciągnęłam :c
Mam nadzieję, że założysz kolejnego bloga ^^
Pędzę czytać 3 rozdział na mental-mess ♥
ŁZY LECĄ MI CIURKIEM :< TO TAAKIE PRZYKRE JEJU BIEDNI :< tak mi szkoda Justina.. strasznie sie pogubił w życiu.. Myślałam że to Bieber umrze wtedy to bym tu chyba morze łez wypłakała xd i jeju strasznie przykry rozdział .. :< czekam na epilog ! @seciute
OdpowiedzUsuń